czwartek, 13 września 2012

O tym, jak oddałem swoje życie Chrystusowi i przyjąłem do serca Ducha Świętego.

Wiem, wiem, że to brzmi jak slogan z ulotek Świadków Jehowy: "Jezus Cię kocha". A co, jeśli tak naprawdę jest? Jeśli istnieje Bóg, Chrystus i Duch Święty. Jakoś jest na pewno, prawda? Więc czemu nie tak?

Bardzo długo nie chciałem określać mojej wiary. Uważam, że na świecie jest tyle różnych wyznań i religii, że szansa na to, że jest tak jak JA myślę, jest mała. Jednak postanowiłem zaryzykować. Marcin podesłał mi stronę, w której było wytłumaczone co i jak. W końcu od dawna określam się jako Chrześcijanin, więc czemu nie oddać się temu w pełni? 

Urodziłem się w Polsce, kraju katolickim. Może to znak? Może Boga i prawdy nie trzeba szukać, jadąc do Indii. Może rozwiązanie jest tutaj, obok mnie? A przecież zgadzam się z Ewangelią w 99%; jest mi bardzo bliska, dlaczego by nie spróbować? To, że chcę być Chrześcijaninem, nie znaczy oczywiście, że porzucę swój cały światopogląd i to wszystko, co sobie wypracowałem przez lata. Nadal widzę świat taki jak w "Polowaniu na Wielbłąda" i na pewno nie będę teraz ludzi nawracał na siłę, bo wolność i tolerancja są dla mnie cały czas niezwykle ważne. I jakoś tak po cichu wciąż wierzę, że można być dobrym człowiekiem, nie wierząc w Chrystusa. Wiara swoją drogą, ale to uczynki mówią najwięcej o tym, jacy jesteśmy. Ale moja droga jest moją drogą i przyszedł czas, żeby wybrać. W końcu nic nie tracę, tak?

Ale Katolikiem raczej nie zostanę. Dziwi mnie "nieomylność Papieża" oraz jego uwielbienie; mam luźne podejście do seksu i antykoncepcji, i co najważniejsze - wierzę z całego serca, że mój homoseksualizm nie jest w oczach Boga grzechem. Że Bóg pragnie mojego szczęścia, a szczęśliwy mogę być tylko u boku mężczyzny. I nie przekonuje mnie pogląd, że Bóg kocha homoseksualistów, ale nienawidzi "homoseksualnych czynów". O tym może więcej w innym poście. W każdym razie nie chcę należeć do organizacji, która odrzuca ludzi ze względu na to, kim są i czego pragną. Może to się zmieni. Może tak jak członkowie WiT-u uznam, że należy zmieniać Kościół od wewnątrz. Na razie jednak nie.

Po obejrzeniu "Spotkania" naszła mnie myśl, żeby pójść do spowiedzi. Ale nie po to, żeby dostać rozgrzeszenie. Pójdę tam po to, żeby wyznać przed kimś swoje grzechy. Choć może grzech to nie jest dobre słowo. Raczej złe czyny i przewinienia. Bo co innego myśleć o tym, a co innego przyznać się do błędu. Tym bardziej ciężko przed innym człowiekiem. Sprawę jeszcze przemyślę.

Może się okaże, że ta decyzja była dla mnie zbawienna i że TO właśnie jest ten brakujący fragment układanki, którego szukam od 7 lat? Miło by było. Ale czas pokaże. Wielkimi krokami zbliża się koniec 2012 roku. A przecież wszystkie znaki na ziemi i niebie mówią mi, że coś się zmieni.

Pozdrawiam Was serdecznie i niech Bóg Wam błogosławi. :-)

2 komentarze:

  1. Nie wiem, czy Bóg oczekuje ode mnie pozostania katolikiem. Niewątpliwie w tej wierze się wychowałem, tak wciąż wierzę, to wybrałem. Bycia homoseksualistą nie wybierałem, nikt mnie o zgodę nie pytał. Wierzę, że miłość bierze się od Boga, także między dwojgiem osób tej samej płci. Nie wiem, czy mam w sobie dość siły, by zmieniać Kościół od wewnątrz. Wiem tylko, że Bóg wykracza poza słowa, jakie Mu nadali Ludzie.

    OdpowiedzUsuń