Jeden to ściśle medyczny. Biorę tropy, ale że psychiatria to stosunkowo młoda dziedzina nauki, to te leki jeszcze są niedoskonałe. I raz, że ciężko lekarzom się uporać z objawami negatywnymi schizofrenii, a dwa, że mało, ale jednak są objawy uboczne zażywania "pigułek szczęścia".
Drugi to podejście religijne. Plan, sens, zło, dobro, walka o duszę. I może niektórym wydawać się, że jestem nawiedzony, ale modlitwa już wiele razy uchroniła mnie przed złem. Wiara również.
Oba te podejścia łączy jedno: moja przeszłość. Justyna kiedyś pisała:
"(...)przeszłość uderza mi w twarz. Myślałam, że jej już nie ma. A co gorsza, ona jest i żyje we mnie i zatruwa mi dzień za dniem, tydzień za tygodniem, miesiąc za miesiącem."Ze mną jest podobnie. Lata tłumienia pragnień, szarpania się z życiem, buntu i wojny ze sobą i światem robią swoje. I co prawda udało mi się o tym zapomnieć i przysypać to grubą warstwą ziemi, ale czuję, że nie zabiłem tych zdarzeń tak do końca. I mogę walczyć ze skutkami, wynajdować wciąż nowe zajęcia, brać coraz to nowsze leki, ale nie wygram, jeśli do tego nie wrócę i tego nie pokonam. Tylko, że nie wiem jak mam to zrobić.
Nie wiem.
Z Bogiem, ludzie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz