piątek, 14 września 2012

O dobrych rzeczach w moim życiu.

Dzisiaj rozmawiałem z Marcinem ponad 1,5 godziny. Chyba żadnego tematu nie dokończyliśmy, bo on jest strasznym gadułą. Ale to dobrze. Chociaż mam straszny mętlik w głowie i ciężko mi wyciągnąć jakieś wnioski. Jednak chciałbym napisać o czymś innym, o czymś, co sobie uświadomiłem dopiero dzisiaj.

Gdy dzisiaj się modliłem i przyszedł czas na codzienne prośby, zdałem sobie sprawę, że nie mam o co prosić! Dobra, nie wszystko jest takie, jak chciałbym, żeby było, ale jest naprawdę dobrze. Od kilku miesięcy nie doświadczyłem jakiegoś większego cierpienia, które trwało by dłużej niż kilka dni. Poznałem świetnych ludzi: Marcin, to oczywiste; Ewa, z którą jestem na dobrej drodze do zostania przyjaciółmi; Atilla, 13-letni Turek (kiedy powiedział mi, ile ma lat, byłem w szoku, bo myślałem, że jest moim rówieśnikiem; niesamowity dzieciak) i cała reszta ludzi, z którymi rozmawiam rzadziej lub częściej. Nie nudzę się, nie gapię godzinami w sufit. Wreszcie mam spójną osobowość oraz własne zdanie na dany temat, którego nie boję się wyrażać.

A wiecie, co jest najlepsze? Że to Bóg mi to dał! Nareszcie znajduję dobre rzeczy w moim życiu. A jak się o tym tak pomyśli, to to daje kopa, uwierzcie. Dlaczego więc tak często zapominam, żeby podziękować za to? Bo to przyszło z czasem i stało się oczywiste. A przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żebym to stracił, prawda? Bóg może wszystko, może zrobić "pstryk" i koszmar wróci. Ale nie wraca. :-) Więc może to znak, że jego gniew powoli ustaje? I że powoli, powoli dojdę do siebie? :-) Chciałbym, żeby tak było.

Z Bogiem, ludzie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz