piątek, 14 września 2012

O mądrości i głupocie.

Dzisiaj się modliłem. W trochę inny sposób niż zwykle, bo Marcin wyjaśnił mi pewne kwestie. Nie jestem człowiekiem, który wierzy we wszystko, co usłyszy. Żeby coś zrobić, muszę wiedzieć, dlaczego mam to zrobić. Inaczej nie ma szans. I może dlatego to moje życie było tak fatalne. Przykład - moi dziadkowie. Całe życie byli wierni Bogu. Pamiętam Dziadka, który co wieczór klęka przy łóżku i szepcze słowa modlitwy. I może są starzy i schorowani. Ale wychowali dzieci, doczekali się wnuków; w związku z tym, że pracowali, mają teraz emeryturę, słowem - przeżyli swoje życie godnie. A ja? Byłem niepokorny, buntowniczy, myślałem, że jestem najmądrzejszy na świecie. A tak naprawdę byłem głupcem. I Bóg kazał mi zapłacić za tę głupotę.

Ale, ale! Oskarżenie już jest, więc co mam na swoją obronę? Na przykład to, że nie chodzę wytartymi szlakami, tylko sam sobie tworzę drogę. Przeszedłem wiele, ale to mnie równie dużo nauczyło. Często zastanawiam się, kim bym był, gdyby nie te zwątpienia. Pokornym "Katolikiem", który nudzi się w kościele? Kryptogejem pałającym nienawiścią do siebie i innych? Normalnym, nieprzegiętym spoko gościem z fellow.pl? Tego nikt nie wie, ale jedno jest pewne - nie byłbym osobą, którą jestem dzisiaj. A ja mimo wszystko lubię siebie. Lubię swój rozsądek, nieocenianie innych, tolerancję, odwagę. I wiem, że trzeba było przejść każdy fragment mojej drogi, żeby dojść do takiego stanu.

A jest też kwestia, że w mojej głupocie było trochę mądrości. Zauważałem pewne zjawiska, mimo że nie umiałem ich jeszcze wtedy zinterpretować. Przykłady? Brak dojrzałości nastolatków i ich prymitywne zachowania. Tragicznie niski poziom nauczania i olewatorstwo nauczycieli. Bierzmowanie i przyjęcie go "bo tak trzeba". Nie chciałem być z nimi (nie wiedząc, kim tak naprawdę są ci oni), więc stanąłem przeciwko nim. Tylko, że z perspektywy czasu widzę, że nie zauważałem tego dobra i piękna, które koło mnie było. Mało, ale jednak.

Chodzi o to, że ten cały ciężar spadł na mnie za szybko. Byłem nieprzygotowany. Miałem 15 lat, byłem jeszcze dzieckiem. Dzieckiem które powinno śmiać się i bawić, a nie "cierpieć za miliony". I tak jak pisałem, ciągle jest we mnie żal skierowany w stronę Boga. Że dopuścił do tego; że OPUŚCIŁ mnie, kiedy najbardziej go potrzebowałem. Coraz częściej jednak akceptuję jego wolę i rozumiem, że tak po prostu musiało być.

Hmm, o czym ja to chciałem napisać? Nieważne. :-)

Z Bogiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz