Nie będzie dziś na żaden szczególny temat. Znajomych nie ma on-line, więc to jedyne miejsce, w którym mogę się wyżalić. Zresztą, nawet jakby byli, to ile można narzekać na swój własny los? Nawet najbardziej cierpliwy słuchacz będzie miał z czasem dość. Nawet ja już mam dość gadania w kółko o tym samym.
Tylko, że jest problem, bo od jakiegoś czasu nic się nie zmienia. Są chwile, gdy jest cudnie; na przykład wczoraj, kiedy po serii modlitw poczułem się tak jak po wypiciu pierwszego w życiu piwa. Woda w mózgu, czyli taka czystość myśli. Zdałem sobie sprawę wtedy, że na co dzień mój umysł jest zamknięty. Po prostu dostrzegłem różnicę. Nie ma się w sumie co dziwić, bo jednak biorę te psychotropy, a jakie jest ich działanie, to każdy wie.
Może to niektórym wyda się śmieszne, ale chodzi o nudę. Nie potrafię się niczym zająć, a mam dostęp naprawdę do fajnych rzeczy, bo umiem takich szukać. Jednak NIC nie jest w stanie mnie zająć na dłużej niż 5 minut. Było już tak wiele razy, właściwie chyba przez cały ostatni rok, jednak wtedy grałem w Warcrafta. Teraz w Warcrafta nie gram i śmiejemy się z Ewą, że "moje życie straciło sens". Coś jednak w tym jest. Coelho pisze:
Jak strumienie i rośliny, dusze także potrzebują deszczu, ale deszczu innego rodzaju: nadziei, wiary, sensu istnienia. Gdy tego brak, wszystko w duszy umiera, choć ciało nadal funkcjonuje. Można wtedy powiedzieć: “W tym ciele żył kiedyś człowiek.Ze mną jest tak samo. I zastanawiam się, czy problem jest we mnie, czy w moim życiu. Jak wiecie jestem przykuty do komputera, nie wychodzę na zewnątrz, więc jakby z automatu tych przeżyć i emocji jest mniej. Jestem taki wyjałowiony, pusty w środku. Mam wrażenie, że Bóg usuwa ze mnie coraz więcej złych rzeczy, ale zapomina włożyć te dobre. Może nie powinien tego robić? Bo trochę gniewu czy smutku by się przydało. A ja jestem taki nijaki. Ani ciepły, ani zimny. Ani radosny ani nieszczęśliwy. Czuję, że to mnie pogrąża i boję się, że przyjdzie taki czas, kiedy będę się całymi dniami gapił w sufit.
Jest jednak nadzieja - ona zawsze jest. B. niedługo wraca z podróży, za 3,5 miesiąca zaczyna się nowy rok, który według wszystkich znaków ma być przełomowy. I ja wiem, że będzie dobrze. No kiedyś na pewno, tak? Tylko, że tu i teraz jest źle. I w tym mi nadzieja nie pomoże.
Za to Wy możecie. Mam jakieś tam odwiedziny na tym blogu, więc proszę wszystkich, którzy to czytają o modlitwę w mojej intencji. Na imię mi Sebastian. Nie obchodzi mnie do jakiego Boga skierujecie tę prośbę. Wierzę, że i tak trafią do tego jedynego.
Tak więc, z Bogiem, ludzie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz