poniedziałek, 17 września 2012

Noc.

Dochodzi 2 w nocy. Jak co dzień obudziłem się po kilku godzinach snu. Męczy mnie to. Kiedyś wybierałem nocne życie, bo mi to pasowało. Teraz to jakby konieczność.

Nie będzie dziś na żaden szczególny temat. Znajomych nie ma on-line, więc to jedyne miejsce, w którym mogę się wyżalić. Zresztą, nawet jakby byli, to ile można narzekać na swój własny los? Nawet najbardziej cierpliwy słuchacz będzie miał z czasem dość. Nawet ja już mam dość gadania w kółko o tym samym.

Tylko, że jest problem, bo od jakiegoś czasu nic się nie zmienia. Są chwile, gdy jest cudnie; na przykład wczoraj, kiedy po serii modlitw poczułem się tak jak po wypiciu pierwszego w życiu piwa. Woda w mózgu, czyli taka czystość myśli. Zdałem sobie sprawę wtedy, że na co dzień mój umysł jest zamknięty. Po prostu dostrzegłem różnicę. Nie ma się w sumie co dziwić, bo jednak biorę te psychotropy, a jakie jest ich działanie, to każdy wie.

Może to niektórym wyda się śmieszne, ale chodzi o nudę. Nie potrafię się niczym zająć, a mam dostęp naprawdę do fajnych rzeczy, bo umiem takich szukać. Jednak NIC nie jest w stanie mnie zająć na dłużej niż 5 minut. Było już tak wiele razy, właściwie chyba przez cały ostatni rok, jednak wtedy grałem w Warcrafta. Teraz w Warcrafta nie gram i śmiejemy się z Ewą, że "moje życie straciło sens". Coś jednak w tym jest. Coelho pisze:
Jak strumienie i rośliny, dusze także potrzebują deszczu, ale deszczu innego rodzaju: nadziei, wiary, sensu istnienia. Gdy tego brak, wszystko w duszy umiera, choć ciało nadal funkcjonuje. Można wtedy powiedzieć: “W tym ciele żył kiedyś człowiek.
Ze mną jest tak samo. I zastanawiam się, czy problem jest we mnie, czy w moim życiu. Jak wiecie jestem przykuty do komputera, nie wychodzę na zewnątrz, więc jakby z automatu tych przeżyć i emocji jest mniej. Jestem taki wyjałowiony, pusty w środku. Mam wrażenie, że Bóg usuwa ze mnie coraz więcej złych rzeczy, ale zapomina włożyć te dobre. Może nie powinien tego robić? Bo trochę gniewu czy smutku by się przydało. A ja jestem taki nijaki. Ani ciepły, ani zimny. Ani radosny ani nieszczęśliwy. Czuję, że to mnie pogrąża i boję się, że przyjdzie taki czas, kiedy będę się całymi dniami gapił w sufit.

Jest jednak nadzieja - ona zawsze jest. B. niedługo wraca z podróży, za 3,5 miesiąca zaczyna się nowy rok, który według wszystkich znaków ma być przełomowy. I ja wiem, że będzie dobrze. No kiedyś na pewno, tak? Tylko, że tu i teraz jest źle. I w tym mi nadzieja nie pomoże.

Za to Wy możecie. Mam jakieś tam odwiedziny na tym blogu, więc proszę wszystkich, którzy to czytają o modlitwę w mojej intencji. Na imię mi Sebastian. Nie obchodzi mnie do jakiego Boga skierujecie tę prośbę. Wierzę, że i tak trafią do tego jedynego.

Tak więc, z Bogiem, ludzie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz