piątek, 5 października 2012

O tym, że nie wiem, czego tak naprawdę chcę.

Jakieś 2 tygodnie temu, po wyjściu z konfesjonału, rozmawiałem z Bogiem. Powiedziałem mu, że On wie najlepiej czego ja chcę i nie ukrywam tego, ale JEŚLI jego wola jest inna, ja chcę się jej poddać. Bo dosyć już buntu w moim życiu; dosyć udawania, że wszystko wiem najlepiej i że wiem, jak ma wyglądać moje życie. Może tak nie jest? Czas przekazać dostęp do centrum zarządzania moim życiem komuś o wiele mądrzejszemu.

Wszystko zaczęło się, kiedy miałem 15 lat. Dosłownie wszystko, ale teraz skupię się na jednej rzeczy, a mianowicie na tym, że w tamtym czasie wymyśliłem siebie. Moje idealne "Ja" oczywiście ulegało poprawkom, ale szkielet się nie zmienił. Szkoła, praca, przyjaciele, dom, chłopak, seks (który to jest dla mnie bardzo ważny), słowem - pełnia życia. I od tamtego czasu myślę, pragnę i wciąż marzę, żeby kiedyś takiego życia doświadczyć.

Ale niedawno przyszło mi do głowy coś innego. Od dawna wierzę w przeznaczenie, w to, że nasz los jest spisany i jeśli coś ma się stać, to i tak się stanie, choćbyśmy się przed tym nie wiem jak bronili. Więc może mnie pisany jest inny los? Bo, hej, przez ostatnie 7, a właściwie już 8 lat robiłem wszystko, by wyjść do świata, a jednak się nie udawało. Haniebny czas liceum i ucieczka do Krakowa to tylko przykłady na to. Sądzę, że chyba się zaklinowałem; wpadłem w swoją pułapkę. Bo fajnie mieć określony cel, ale z biegiem czasu warto sobie zadać pytanie: "Czy ja tego nadal chcę?". Bo przecież człowiek się zmienia, a już szczególnie tak młody człowiek jak ja. Kupiłem ostatnio sobie książkę o Indiach - wszak oznajmiam wszem i wobec, że to moje marzenie. I wiecie co? Książka mnie nie ciekawi. I nie wiem. Czy ja nadal chciałbym tam pojechać, czy to tylko resztka moich dawnych marzeń, które chyba wcale nie były moje? O co mi chodzi? O to, że chciałem być taki jak wszyscy; normalny. I jakby zazdrościłem im, przepraszam, Wam tej normalności i hodowałem w sobie Wasze, a nie swoje pragnienia.

A czego ja teraz pragnę? Na pewno tego, co już mam: braku cierpienia, rozmów z Marcinem, kontaktu z Bogiem spokoju w domu i jakiegoś zajęcia, cobym się nie nudził. A reszta? Może przyjdzie z czasem, a może nie. Tak czy siak:

Jest i będzie dobrze.

Z Bogiem!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz