poniedziałek, 8 października 2012

O niczym (czyli o mnie).

Od czego by tu zacząć. Może od tego, że jestem wkurwiony i mam dość. Wkurwionym można być i to jest dobre, ale jak to trwa n-ty dzień, to już nie jest tak fajnie.

Czego mam dość? Walki, wysiłku. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo, ale też nikt nie wspomniał, że będzie tak trudno. Jestem zmęczony siłowaniem się z sobą, z Bogiem i z moimi demonami. I jeszcze z chorobą psychiczną, która przecież jest nie bez znaczenia. Chciałbym wyłączyć się na jakiś czas, nie myśleć, nie oddychać, nie pragnąć. Nie być. Wiem, ja nic nie robię; gram cały dzień w Simsy albo inne pierdoły. Ale to też męczy, uwierzcie.

A Bóg? Tak sobie myślę, że jego też mam już dość. Nie chcę być Chrześcijaninem, bo Chrześcijaństwo jest dla twardzieli. A ja w gruncie rzeczy jestem bardzo słabą istotą. Nie potrzebuję nowych doświadczeń, trudności, cierpienia, które niby mnie uszlachetnia. Bóg chce dla mnie jak najlepiej, bla bla bla, ale ja nie chcę "jak najlepiej". Nie pragnę dobra, siły, mądrości, piękna. Pragnę szczęścia.

Ech, czuję się jak śmieć. Żeby nie powiedzieć, że śmieciem jestem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz