środa, 14 listopada 2012

A miałem nie pisać w takim stanie.

Kiedy tak paliłem papierosa na klatce schodowej, przyszło wiele myśli. Na przykład te o walce. Że fajnie mieć wroga i toczyć z nim bitwy, tylko powstaje pytanie, kto tym wrogiem jest. Nie walczymy już z Niemcami, nie walczymy z kosmitami. Walczymy sami ze sobą. Człowiek vs człowiek. Ja też jestem człowiekiem i powinienem wytoczyć działa i iść na wojnę, tylko do kogo bym strzelał?

Załóżmy, że mógłbym walczyć. Ale jak to tak, sam? Gdyby On był, ale nie w Łodzi, na Islandii czy w Iranie; gdyby był tutaj koło mnie: Polska, Legnica, Elizy Orzeszkowej 6, schody między 2 i 3 piętrem. Gdyby był na wyciągnięcie dłoni, gdybym mógł zapalić papierosa, porozmawiać chwilę (albo całą noc), to może wtedy chciałbym. Tak, może chciałbym wyjść do sklepu i kupić margarynę albo jakieś inne mleko czy chleb. A tak?

Jak na razie łykam mnóstwo tabletek na sen. Gdy śpię, jest łatwiej, nie wchodzę na Facebooka, nie widzę tej całej nienawiści, a pedał to tylko część od roweru wiszącego pod sufitem w przedpokoju. Kobiety, które spotykam wyglądają jak kobiety, makijaż służy do podkreślania urody, a nie maskowania jej grubą warstwą pudru. Mężczyźni są wrażliwi, za przecinek służy przerwa w zdaniu, a nie słowo "kurwa", dres ubierają, gdy chcą pobiegać. Nie ma księży plujących jadem z ambony, ludzie chodzą do kościoła dlatego, że mają taką potrzebę. Dzieci nie dostają na 1 komunię laptopa, 5 tysięcy złotych i mają pojęcie, co znaczy ten kawałek wypieczonego chleba, którego mają spróbować po raz pierwszy w życiu. 16-latki nie są na urlopie macierzyńskim, bo wiedzą, że istnieje coś takiego jak prezerwatywa i można ją kupić w aptece lub w kiosku ruchu za marne kilka złotych.

Jestem naprawdę silnym człowiekiem, co już kilka razy udowodniłem, ale sam nie dam rady. Sam przeciw wszystkim. Tych wszystkich jest więcej, mają przewagę liczebną, zgniotą mnie jak mrówkę. Dlatego się poddaję. Sami sobie narysujcie świat, ja przeleżę ten czas, marząc o lepszym życiu. To tylko kilkadziesiąt lat; już przeżyłem 22 - widzicie jak to szybko idzie? Nim się obejrzę, będą mi szykować trumnę, co zresztą jest takim moim ukrytym marzeniem. Na to liczę. Byłem kiedyś bardzo naiwny. Teraz zamiast szukać miejsca dla siebie, staram się zaprzyjaźnić z myślą, że takiego miejsca nie znajdę, bo... ono nie istnieje. Nie wiem, jak to się stało, że się urodziłem; tu, w Polsce, w tej rodzinie. Wiem, wiem, to teraz takie modne mówić, że się jest inny, że się odstaje od reszty, ale ja... naprawdę tu nie pasuję. "Like the ground's not mine to walk upon". On kiedyś pytał, co robić: czy walczyć z nimi, czy się do nich przyłączyć. Bo innego wyjścia nie ma. A nie, jest... Ale to krok, na który (już to wiem) nigdy się nie zdobędę. Szkoda trochę, tak czasami myślę. Bo można by znacznie przyspieszyć coś, co i tak jest nieuchronne. No ale trudno. Trzeba się przemęczyć. Ponoć jestem Chrześcijaninem, więc po śmierci czeka mnie lepszy świat. Może tego będę się trzymał?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz